Hybryda to skomplikowany twór powstały w wyniku skrzyżowania przedstawicieli dwóch różnych ras. Na przykład taki muł. Hybryda klaczy konia domowego i ogiera osła domowego. Może mułowata, ale za to bardzo udana, bo zwierzę jest wytrzymałe i wydajne w pracy, a przy tym ekonomiczne. Co ciekawe, jeżeli skrzyżujemy ogiera z oślicą, hybryda nie będzie już tak udana... Projektanci aut od jakiegoś czasu głowią się nad tym, aby skonstruować udaną hybrydę w motoryzacji. Kolejnym graczem na rynku jest Hyundai ze swoim modelem ioniq.
Dodaję gazu... energia spada. Hamuję... energia wzrasta. Może i to trochę przewrotne, ale tak zachowują się akumulatory w hybrydzie. Podczas drogi uważnie więc zerkałem na wyświetlacz hyundai'a, aby zrozumieć co nieco filozofię pracy połączonych ze sobą: silnika benzynowego, silnika elektrycznego oraz litowo-jonowych akumulatorów polimerowych.
Silnik benzynowy o pojemności 1,6 litra i mocy 105 KM, wydawał się grać pierwsze skrzypce w tym trio. Następnie silnik elektryczny o mocy 43,5 KM, który pozwalał samochodowi na ciche ruszanie z parkingu, a kiedy trzeba było wspomagał pracę silnika i to aż do 120 km/h. Na uwagę zasługuje również jego moment obrotowy o wartości aż 170 Nm. No dobrze, ale energię do jego pracy trzeba gdzieś magazynować. Do tego służą wspomniane akumulatory o pojemności 1,56 kWh. Jak na razie, nie mogą one być ładowane za pomocą zewnętrznego zasilania. Opcja plug-in będzie dostępna na rynku od 2017 roku. Jak zapowiada producent, wówczas to hyundai ioniq będzie mógł pokonać tylko na silniku 50 km. Może i niewiele, ale zawsze to coś.
Wróćmy jednak do testowanego auta i zadajmy pytanie: skąd tak właściwie akumulatory czerpią energię? Ano, na przykład ze wspomnianego hamowania lub zjeżdżając z górki. Ale nie tylko. Wystarczyło samochód rozpędzić, a następnie zwolnić pedał gazu, aby również przybywało nam mocy. Co prawda niewiele, ale zawsze coś.
Co do ekonomiki jazdy, ta również była zauważalna. W końcu po to kupuje się hybrydę. Po przejechaniu kilkudziesięciu kilometrów, głównie w niesprzyjających warunkach (korki w mieście i ślimaczy ruch na budującej się siódemce), auto poinformowało mnie na wyświetlaczu, że osiągnąłem wynik 5,1 litra na sto kilometrów. Może i szału nie ma, ale już po przejechaniu kilku kilometrów naprawdę można poczuć satysfakcję z jazdy tym modelem. Dobre przyspieszenie silnika elektrycznego, świetna, dwusprzęgłowa, sześciostopniowa skrzynia biegów zapewniająca precyzyjną zmianę... i ten jesienny szelest liści pod kołami.
woj
Komentarze (0)
Dodaj komentarz Odśwież
Dodawaj komentarze jako zarejestrowany użytkownik - zaloguj się lub wejdź przez