Jak przed wojną serwisowano samochody?

2016-02-18 09:00:00 (ost. akt: 2016-02-18 09:20:56)
Jak przed wojną serwisowano samochody?

Autor zdjęcia: Fiat

Polska przedwojenna motoryzacja wyglądała dość blado na tle zachodniej. Dla przykładu, w 1936 roku po drogach Stanów Zjednoczonych jeździło ponad 26,2 mln aut, w Niemczech ponad 1,2 mln, a w Polsce zaledwie 25 tys.

Jak należało więc zwiększyć liczbę aut? Redaktorzy motoryzacyjni zalecali obniżenie ceny benzyny do 40 gr. za litr, dalej otoczenie opieką prawną sprzedaży ratalnej pojazdów oraz obniżenie podatków związanych z posiadaniem auta. Po transformacji ustrojowej w 1989 roku, w liczbie samochodów podgoniliśmy zachód, ale czy na pewno? Lata lecą, pewne sprawy pozostają jednak niezmienne...

— W polskich warunkach drogowych nadwozie ulega zanieczyszczeniu niewspółmiernie szybko w stosunku do warunków panujących w krajach o dobrych drogach bez kurzu — pisali przedwojenni redaktorzy motoryzacyjni w raporcie „Polskiego skorowidza samochodowego“ wyd. 1938. — We Francji, czy Holandii nadwozie rzadko jest powtórnie lakierowane i remontowane. Tyle o wyglądach aut, a jak dbano o silniki?
Zmieniając oliwę w silniku trzeba zawsze go przemyć oliwą — dawano rady — nigdy zaś naftą. Należy przy tym kręcić korbą lub rozrusznikiem przez kilkanaście sekund. Co ile więc ją zmieniano?

Okazuje się, że od tysiąca do trzech tysięcy kilometrów, zależnie od stopnia jej... zanieczyszczenia. Jeżeli młody, niedoświadczony kierowca miał wątpliwości, wówczas miał radzić się starszego kolegi, aż do zdobycia zupełnej pewności. Stan oliwy w aucie musiał być sprawdzany codziennie, a podczas dłuższej podróży nawet na każdym postoju. Oczywiście, silniki musiały się dotrzeć. O tym informowały książki obsługi. Po dotarciu się auta należało pamiętać, że długa jazda na pełnej mocy jest dla silnika szkodliwa. Co więc robić? Nie należało jeździć dłużej z prędkością powyżej 80 proc. maksymalnej prędkości.

— Rozumie się samo przez się, że szybkość taką można osiągnąć tylko na odpowiednich drogach — pisali dziennikarze motoryzacyjni.
A propos zimy i mrozów. Te przed wojną były ponoć bardzo srogie. W takich warunkach atmosferycznych najwłaściwszym sposobem było rozruszanie samochodu za pomocą korby. Należało unikać tzw. zasysania, ponieważ paliwo zassane do do silnika rozpuszcza oliwę i powoduje nadmierne zużycie tłoków i cylindrów. Ba, częstą przyczyną trudnego rozruchu było zostawianie na noc światła tylnego. Oczywiście groziło to rozładowaniem akumulatora.

Wytykano również błędy początkującym kierowcom. Pisano o tym, że skręcają często koła w miejscu, powodując nadmierne zużycie mechanizmu kierowniczego i opon. A wystarczy podczas skręcania kół posunąć wóz o kilkadziesiąt centymetrów naprzód lub w tył.

A co robiono w razie wypadku? Przecież przed wojną również się zdarzały... Ano, po pierwsze, jeżeli posiadało się aparat fotograficzny, należało zrobić zdjęcie przed ruszeniem czegokolwiek. I to wcale nie jest żart. Przepraszam, a czy policja teraz tego nie robi? Po drugie należało zanotować nazwiska i adresy świadków. Przy ich braku należało sprowadzić takie z najbliższej okolicy... O pomocy rannym mówił dopiero punkt jedenasty! Ostatni, dwunasty zalecał konieczność zawiadomienia towarzystwa ubezpieczeniowego!
woj

Komentarze (1)

Dodaj komentarz Odśwież

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Dodawaj komentarze jako zarejestrowany użytkownik - zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. wiesiek #1934684 | 176.221.*.* 18 lut 2016 14:18

    Co do skręcania na postoju, to nadal jest niezalecane, z tych samych powodów, które zostały podane powyżej. Inną rzeczą jest, że współczesne auta są znacznie trwalsze i tego typu uchybienia nie specjalnie wpływają na ich zużycie.

    ! - + odpowiedz na ten komentarz