Walczą z piaskiem, błotem i gradem. Dakar nie oszczędza

2015-01-12 08:01:58 (ost. akt: 2015-01-12 08:04:44)
Walczą z piaskiem, błotem i gradem. Dakar nie oszczędza

Autor zdjęcia: ORLEN Team

Na pięć kilometrów przed końcem bardzo udanego odcinka specjalnego Marek Dąbrowski i Mark Powell zakopali się na wydmie, przez co stracili kilkanaście minut. Motocykliści zaś musieli zmierzyć się z ulewą i gradem.

Dosłownie kilku kilometrów zabrakło załodze samochodowej ORLEN Team do pełnej satysfakcji. Po dobrej jeździe Marek Dąbrowski i Mark Powell mogą być z siebie zadowoleni, jednak pech dopadł ich tuż przed końcem odcinka. Około dwóch kilometrów przed zjazdem z ostatniej wydmy musieli przez kilkanaście minut odkopywać samochód z piasku.

– Dzisiejszy etap poszedł nam bardzo dobrze, dopiero pięć kilometrów przed metą zakopaliśmy się na jednej z wydm, przez co straciliśmy kilkanaście minut. Mieliśmy fajne tempo, dobrze nawigowaliśmy. Jestem zadowolony – powiedział Marek Dąbrowski.

Dla załóg samochodowych była to druga część etapu maratońskiego. Pomiędzy siódmym, a dzisiejszym, ósmym odcinkiem, nie mogli skorzystać z pomocy mechaników. Swoją Toyotą Hilux musieli zatem zająć się sami, używając do tego tylko tych części, które zabrali ze sobą.

– Czuję się dobrze, bo jako motocyklista zaliczyłem już wiele maratonów i jestem zahartowany. Nawet nie poczułem tego maratonu, był wręcz ekskluzywny. Mieliśmy łóżka, materace, normalną stołówkę, nie chodziły po nas mrówki – dodał Marek Dąbrowski.

Przygód na dzisiejszym odcinku nie uniknął również Kuba Piątek.

– Na początku było całkiem nieźle, dogoniłem dwóch zawodników, którzy startowali przede mną i trzymałem się za nimi. Trasa była mokra po ostatnich deszczach, przez co przewróciłem się w błocie. Wciąż jechało mi się dobrze, ale zaczął mi wariować jeden z zegarów, więc musiałem trochę odpuścić, żeby jechać za jednym z rywali, który nawigował, bo ja nie mogłem tego robić. Jechaliśmy tak we dwóch aż do 250. kilometra, kiedy zaczęło się oberwanie chmury. Nic nie było widać. Do tego doszedł grad, który tak uderzał w twarz, że nie było szans na dalszą jazdę. Zatrzymałem się. Przybiegli kibice, schroniliśmy się razem pod namiotem i przeczekaliśmy największą ulewę. Dalej jechałem w deszczu, trasa była bardzo mokra, w dodatku wylały rzeki i trzeba było mocno manewrować, żeby nie utopić motocykla – powiedział Kuba Piątek, któremu dziś urwała się antena od iritracka, przez co nie był widoczny na live trackingu. Usterka została już naprawiona i jutro będzie można znów na bieżąco śledzić Kubę, podobnie jak i pozostałych zawodników ORLEN Team, za pośrednictwem strony www.orlenteam.pl.

– Już w ogóle nie pamiętam, że wczoraj miałem rest day. Po dzisiejszym etapie jestem chyba bardziej zmęczony, niż po pierwszych sześciu dniach. Znowu by mi się przydał dzień odpoczynku! – dodał Kuba Piątek.

– Jesteśmy teraz w Boliwii na wysokości 4000 m n.p.m. Dziś była niesamowita liczba kibiców, nigdy się z czymś takim nie spotkałem. Ponadto na trasie spotkałem lamy i strusia. Padał deszcz, było bardzo ślisko, wiele kałuż, przez które czasem trzeba było skakać. Musieliśmy uważać. Udało mi się wszystko dobrze przejechać. Jesteśmy po pierwszym odcinku maratońskim, jutro drugi. Na szczęście dziś nic się nie stało z motocyklem, więc nie trzeba nic przy nim naprawiać. Na odcinkach maratońskich nie ma serwisu, żadnej pomocy mechaników. Jesteśmy sami i mamy do dyspozycji tylko te części, które wcześniej zabraliśmy ze sobą. Dobrze się czuję na takich odcinkach, bo jestem w stanie sam naprawić motocykl, jeśli tylko mam właściwe części – powiedział Kuba Przygoński.

Odcinki maratońskie to dla zawodników też zupełnie inaczej zorganizowany biwak.

– Wszyscy motocykliści dostali takie same stroje, siedzimy razem tak samo ubrani. Dziś będziemy spać razem. Atmosfera jest bardzo fajna, bo wszyscy się lubimy. Na szczęście motocykl dojechał cały, więc nie muszę nic przy nim robić – powiedział Kuba Piątek.

Jutro załogi samochodów mają dzień wolny w Iquique, gdzie dołączą do nich motocykliści po przejechaniu tej samej trasy odcinka specjalnego, które dziś pokonały auta – czyli aż 781 km OS-u i tylko 24 km dojazdówki. Łącznie do przejechania będzie 805 km.

– Jutrzejszy odcinek specjalny zacznie się od wyschniętego słonego jeziora – 130 km idealnie płaskiej powierzchni. Będzie dużo się działo, zwłaszcza, że startujemy wyjątkowo w grupach po 30 zawodników na raz w jednej linii. Nie jest to zbyt przyjemne, bo za pierwszym zawodnikiem bardzo mocno się kurzy. Zawodnicy takich startów nie lubią, ale pewnie efektownie wygląda to w oku kamery – powiedział Kuba Przygoński.

Trasa rajdu Dakar 2015 przebiega przez terytorium trzech państw: Argentyny, Boliwii i Chile. Rajd ruszył 4 stycznia z Buenos Aires, by po sześciu dniach dotrzeć do najbardziej wysuniętego na północ punktu trasy – Iquique w Chile. Stamtąd rajdowcy ruszyli do Boliwii, gdzie rywalizacja odbywa się na solnym płaskowyżu położonym na wysokości powyżej 3,5 tysiąca m n.p.m., a następnie powrócą na terytorium Chile, by przebić się przez wysokogórskie pasmo Andów z powrotem do Argentyny. Rajd zakończy się po 14 wyczerpujących etapach, 17 stycznia w Buenos Aires. Łącznie motocykliści pokonają 9295 kilometrów (OS-y 4752 km), a samochody 9111 kilometrów (OS-y 4578 km).




Komentarze (0)

Dodaj komentarz Odśwież

Dodawaj komentarze jako zarejestrowany użytkownik - zaloguj się lub wejdź przez FB